Biuletyn konsultant

Reminiscencje

Reminiscencje

Przyszło mi żyć w ciekawych czasach. Zaczynając od mojego pierwszego komputera z „ramem 256 kB”, do zmian ustrojowych i współczesnych przemian gospodarczych. Lubię czarną mocną kawę, bo ta pozwala mi patrzeć na życie w jasnych kolorach. Z natury jestem optymistą i nie lubię rewolucji, chociaż stała się ona elementem mojej pracy. Codziennie zaskakują mnie rewolucyjne pomysły inwestorów, wykonawców, inżynierów kontraktów. Szczególnie ostatnia grupa zawodowa, która dzięki FIDIC i SIDiR uzyskała wielkie pole do zarabiania pieniędzy, wyznaje raczej zasadę „nie wykształcenie ale chęć szczera zrobi z ciebie inżyniera kontraktu”. nie ma się o co obrażać, lepiej zabrać się za naukę, bo spotkać inżyniera kontraktu na studiach podyplomowych to tak jak znaleźć igłę w stogu siana i to jest najlepszy miernik kwalifikacji i umiejętności. Inżynier kontraktu to nowy zawód według międzynarodowych reguł realizacji inwestycji zebranych w Warunkach Kontraktowych FIDIC. Do wykonywania tej funkcji wymagane jest nie tylko wykształcenie inżynierskie, ale również w ograniczonym zakresie wiedza prawnicza, ekonomiczna, zarządzania projektami, umiejętność czytania dokumentacji projektowej, znajomość zasad kosztorysowania robót budowlanych, umiejętność godzenia często przeciwstawnych interesów stron umowy, itp. to nowy zawód, a umiejętność jego wykonywania może posiąść nie tylko inżynier, ale również inne zawody. Chylę czoła przed prawnikami, którzy od kilku lat nie stronią od studiów podyplomowych i wzbogacają swoją wiedzę na Politechnice Wrocławskiej, Politechnice Poznańskiej i Politechnice Gdańskiej – ogólnie mówiąc na kierunku „Realizacja inwestycji celu publicznego i procedury FIDIC”.

Obserwując poczynania inwestorów, wykonawców, inżynierów kontraktów, szczególnie w zamówieniach publicznych, przewiduję dla Polski najgorszą dekadę. Wszyscy ze wszystkimi walczą, prześcigając się w coraz bardziej wyrafinowanych sztukach „dołożenia przeciwnikowi”. Dlaczego najczęściej przeciwnikiem inwestora działającego z pomocą inżyniera kontraktu jest wykonawca? najczęściej słyszę wytłumaczenie – trzyliterówki. Osobiście uważam, że wynika to jednak z naszej narodowej dumy opartej na „Kargulowej miedzy”, cwaniactwie, walce dla zasady, pokazania kto tu rządzi, bo ostatecznie „moje musi być na wierzchu”. Przecież tak być nie musi, bo każda inwestycja to wspólny cel, przynajmniej w założeniach postępowania opartego na prawie. Gdy przypominam o podstawowej zasadzie Kodeksu cywilnego zobowiązującej do współdziałania inwestora i wykonawcy w celu osiągnięcia założonego celu, to mam wrażenie, że słuchacze odbierają to jak czytanie biblii diabła.

Codziennie czytam artykuły o złych wykonawcach, którzy nie potrafią budować, budują tylko po to by dokładać do interesu po znacznie niższej cenie niż kosztorys inwestora, wzbudzając jego politowanie. Te największe nawet europejskie firmy nie potrafią skalkulować ceny, a może inwestor nie potrafi sporządzić poprawnego opartego na cenach rynkowych kosztorysu inwestorskiego? Może tworzenie takiego klimatu wplata się w dalekosiężną politykę inwestycyjną? Jak to się jednak stało, że pomimo takich rewolucyjnych przykładów wybudowaliśmy w Polsce znaczną sieć drogową, czy kolejową, powstały oczyszczalnie ścieków, kanalizacje, wodociągi, a więc powstała infrastruktura, w wyniku której mamy ułatwione życie, czyste środowisko i poważne efekty ekologiczne. Inwestorzy doceniają te wysiłki wykonawców wpisując do umów znaczne kary finansowe, za niedotrzymanie jakiegokolwiek terminu pośredniego (etapu), chociaż nie ma on żadnego znaczenia dla realizacji inwestycji, kary za to, że nie osiągnął w danym okresie wymaganego przerobu, bez określenia znaczenia tego przerobu dla wykonania umowy itp. to takie swoiste pojmowanie „zasad współżycia społecznego” odniesionych do klauzul generalnych w prawie cywilnym. Inwestorom nie wystarcza kara za niewykonanie w terminie umowy, bo możliwe, że wykonawca wykona umowę i wówczas nie będzie z czego poprawić budżetu inwestycji. Kara to wspaniały element zarabiania pieniędzy – prosta forma, prawnie skuteczna. Wykonawca zrobił co miał zrobić i może odejść, bo kogo na tym etapie obchodzi potencjał wykonawcy dla realizacji kolejnych inwestycji. Często powtarza się, że i tak za dużo zarabiają. To możliwe, bo przecież jak donosi prasa startują w przetargach poniżej zakładanego kosztorysu przez inwestora. Nie jestem przesadnie wierzący, ale zawsze rano dziękuję Bogu, że nie jestem wykonawcą, bo dzięki temu mam szanse dożyć sędziwego wieku. Zresztą może wykonawcy faktycznie za dużo zarabiają, bo jeżeli te firmy dorobiły się realizując inwestycje w europie, to po co mają dodatkowo zarabiać na zielonej wyspie.

Moim hobby jest zarządzanie projektami (inwestycjami), tylko, że w Polsce większość używa tego pojęcia nie mając żadnego pojęcia co to jest zarządzanie projektami. Żartobliwie doradzam studentom, że jeżeli na egzaminie dostaną pytanie jak wygląda zarządzanie inwestycjami w europie, to niech pomyślą jak to robimy w Polsce, odpowiedzą odwrotnie i zdadzą egzamin. Nie umiemy korzystać z światowych doświadczeń, nie wyciągamy wniosków z błędów popełnionych przez inwestorów, inżynierów kontraktu i wykonawców w realizacji zakończonych inwestycji. Z uporem maniaka popełniamy po raz kolejny te same błędy i jak nazwać takie postępowanie?

To fragment arykułu, pełną treść znajdą Państwo w Biuletynie Konsultant