Polski sektor budownictwa w połowie wciąż kształtuje publiczny zamawiający. Przez najbliższych siedem lat inwestycje publiczne wciąż mogą dominować. Od 2004 roku Polska, już jako członek wspólnoty, uczestniczy w programie dochodzenia do spójności społeczno-gospodarczej. Wyrównywanie różnic cywilizacyjnych okazało się jednak trudnym wyzwaniem. Od naszego wejścia do Unii Europejskiej pracownicy urzędów miast, gmin, agend rządowych i innych instytucji praktycznie z dnia na dzień musieli stać się ekspertami od studiów wykonalności, analiz ekonomicznych, nowoczesnego projektowania, międzynarodowych standardów umów, słowem całej wiedzy z zakresu realizacji inwestycji. Przedakcesyjne środki (Phare, ISPA, SAPARD) miały nas do tego przygotować, jednak skala ich oddziaływania była niewielka i w praktyce nie wykształciła kadr, które musiały zmierzyć się z nieporównywalnie większymi wyzwaniami. W efekcie administracja publiczna w Polsce samorzutnie wytworzyła własny model realizacji inwestycji, będący mieszaniną zachodnich standardów i praktyk właściwych gospodarce centralnie planowanej. Takie podejście, twórczo rozwijane przez szereg lat, pokutuje do dziś. Branża budowlana jednogłośnie ocenia ten model realizacji jako wadliwy, niesprawiedliwy, nieefektywny i szkodliwy dla gospodarki. Równolegle sektor budownictwa komercyjnego rozwijał się na bazie zasad kupieckich i standardów wymaganych przez zagranicznych inwestorów, co stale wymusza transfer specjalistycznej wiedzy do budownictwa.
Niestety w miarę napływu środków unijnych i dominującej roli środków publicznych w budownictwie nastąpiło przenikanie negatywnych standardów do całego sektora. Skutki występowania tych zjawisk (niewykonane plany, wzrost kosztów, upadłości wykonawców etc.) są powszechnie znane i powinny służyć jako przestroga. Choć doświadczenia współpracy z zamawiającym publicznym dla wielu wykonawców bywały bolesne, ten klient wciąż ma jedną cenną zaletę: wypłacalność. Można więc oczekiwać, że motywacji do współpracy nie zabraknie. Biorąc pod uwagę, iż czekające nas lata w budownictwie wciąż będą silnie zależne od publicznego inwestora, zaistniała pilna potrzeba naprawy całego systemu publicznych zamówień w budownictwie. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że system zamówień publicznych to nie tylko ustawa Prawo zamówień publicznych, problem bowiem nie leży w samej ustawie. Uchwalenie nawet najlepszej ustawy nie sprawi, że projekty, które posiada zamawiający, staną się tym samym lepsze. Błędnie rozpoznane podłoże spowoduje takie same roszczenia wykonawcy bez względu na podstawę prawną, na jakiej pozyskał zamówienie.
Niniejszy raport analizuje sytuację rynku firm budowlanych w Polsce i wskazuje na obszary wymagające najpilniejszej interwencji. W naszej ocenie przekonująco dowiedziono, że najwięcej wysiłku należy włożyć w poprawę relacji pomiędzy zamawiającymi publicznymi a wykonawcami oraz nieprzerwany proces kształcenia – głównie inwestorów oraz administracji odpowiedzialnej za planowanie. Ten trywialny zdawałoby się wniosek należy rozważyć z najwyższą powagą. Wszelkie „oszczędności” na usługach intelektualnych to zwiększone koszty realizacji całej inwestycji pomnożone razy sto. Jak pokazuje doświadczenie i dostępne badania naukowe, tych dodatkowych kosztów nie da się uniknąć, ale można je kontrolować i ograniczać. Zmniejszanie marginesu niepewności i ryzyk procesu inwestycyjnego jest kierunkiem, który bezwzględnie należy obrać i największym wyzwaniem, które stoi przed inwestorami.
Więcej w raporcie, zachęcamy do lektury.