Właśnie jesteśmy w końcowym okresie największego boomu budowlanego po 1989 r. Boom ten był możliwy głownie dzięki środkom Unii Europejskiej przyznanym Polsce w ramach unijnych programów pomocowych. Na porównywalnym boomie budowlanym w Hiszpanii, tamtejsze firmy urosły tak, że były w stanie wykupywać firmy budowlane w całej europie (znamy tę sytuację z rynku polskiego, ale wykupywane były nawet firmy niemieckie), zaś nasze firmy zbankrutowały. Co kraj to obyczaj.
Obecnie warto zastanowić się nad źródłami tej sytuacji i wyciągnąć z niej wnioski. Nie chodzi o wylewanie krokodylich łez, ale o refleksję mając na uwadze nadchodząca perspektywę unijną 2014 – 2020. Właśnie trwa przerzucanie winy, często jednak bez chęci realnej refleksji nad tym problemem. W tym kontekście należy umieścić wypowiedź prof. Balcerowicza z dn. 05.06.2012 w radiu TOK FM, stwierdzającą, że cała wina leży po stronie firm budowlanych. Podaję ten przykład jedynie dla zobrazowania poziomu dyskusji i często pozamerytorycznych motywacji, gdyż jest mało prawdopodobne by osoba z taką wiedzą i doświadczeniem, z wielką łatwością dawała wyjątkowo prostą analizę, w gruncie rzeczy złożonego i wielowątkowego problemu. Jak zwykle w takich przypadkach wina leży gdzieś pomiędzy, gdyż rząd chciał wykorzystać jak najwięcej środków unijnych, zaś każda z firm chciała „zjeść” jak najwięcej z tego tortu. Zawsze jednak w takich przypadkach więcej narzędzi ma rząd, który swoimi działaniami kształtuje rynek oraz wyznacza zasady gry m.in. w postaci narzucania warunków kontraktowych, a później sposobie nadzoru nad realizacją.
Czy osiągnęliśmy zakładane cele?
Proponowałbym zatem spojrzeć na to zagadnienie nie w kategoriach winy ale w kategoriach osiągnięcia celów każdej ze stron, nie wdając się (ze względu na obszerność tematu) w analizę przyczyn i ewentualnego usprawiedliwienia stwierdzonego stanu.
Wykonawcy
Celem firm jest poszerzanie swojego udziału w rynku poprzez realizację umów z zyskiem dla firmy. Niewątpliwie wykonawcy robót – firmy budowlane, odniosły spektakularną porażkę w postaci fali bankructw i znaczącego spadku wskaźników giełdowych branży. Mimo relatywnie dobrych lat 2010 – 2011, rok 2012 boleśnie zweryfikował rzeczywiste profity z dużych kontraktów infrastrukturalnych. Skala problemu każe się zastanowić nad tym czy rzeczywiście poprawnie kalkulowano oferty i czy nie było tak, że firmy świadomie godziły się, jeżeli nie na stratę to co najmniej na ryzyka, których nie ujęto w ofercie, jedynie po to aby zdobyć kolejny kontrakt. Dużo trudniejsza jest odpowiedź, czy swoje cele osiągnęło państwo polskie, gdyż często w polityce bywa tak, że założenia prezentowane publicznie rozmijają się z rzeczywistymi. Należy również rozważyć czy sukces odniosła GDDKiA powołana do realizacji kontraktów infrastruktury drogowej.
GDDKiA
Łatwiejsza zdaje się odpowiedź na pytanie dotyczące Generalnej Dyrekcji, gdyż ta instytucja ma zrealizować określone zadania (kontrakty) w danym budżecie i wyznaczonym czasie. Mając na uwadze ten zakres zadań należy stwierdzić, że GDDKiA nie zrealizowała tych celów, gdyż nie wykonano zakresu planowanego na początku pracy obecnego rządu i kierownictwa GDDKiA (zwłaszcza w zakresie dróg ekspresowych – pamiętamy hasło połączenia miast gospodarzy EURO 2012), żadna z autostrad ani dróg ekspresowych nie powstała w pierwotnie zakładanym czasie, a także istnieje duże prawdopodobieństwo znaczącego przekroczenia planowanych wydatków kontraktowych i to z poniesieniem dodatkowych kosztów wyłącznie przez budżet Państwa. Mam świadomość, że wiele kontraktów skończyło się terminowo, jednak nie ukończono żadnego ciągu w sensie całego odcinka np. Kraków – Rzeszów – Korczowa.